- Jesteście już dość dużymi dziećmi, a właściwie to młodymi dorosłymi, dlatego przygotowałam dla was zadanie na zaliczenie przedmiotu. - wyciągnęła spod biurka dwie wielki siatki - Tym lalkom musicie poświęcać swój czas, nie mogą być głodne, brudne i musicie się z nimi bawić. Mają wbudowany w sobie licznik, kiedy któraś z tych kategorii będzie miała poniżej zera, para oblewa. Dostaniecie do nich trzy klucze, którymi będziecie się posługiwać. Więcej wam nie będę mówić bo dostaniecie też do nich instrukcje obsługi.
- Kiedy mamy je oddać? - zapytał jakiś chłopak siedzący z przodu.
- W przyszłą środę. Dobra będziecie się opiekować tak jak siedzicie, na ich śpiochach macie ich imię.
Zaczęła rozdawać ,,dzieci" i jak doszła do nas dała mi do ręki laleczkę wielkości prawdziwego, trzy-miesięcznego dziecka, miało czarne włosy i zielone oczy, Mike'owi dała torebkę z kluczami, ubrankami, ładowarką i instrukcją.
- Czysty tata. - zaśmiałam się i podałam mu do ręki ,,Mię"
- No, ale uszy to ma po tobie.
- Trzymaj ją na razie a ja przeczytam instrukcje. - pisało w niej:
1. Nie upuszczać.
2. Nie rzucać.
3. Nie kąpać.
4. Nie wkładać to ust prawdziwego jedzenia.
5. Ładować 1x dziennie przez godzinę.
- Ok mniej więcej rozumiem, traktuj jak prawdziwe dziecko.
- Weź ją ona płacze. - lalka zaczęła płakać.
- Może jest głodna, nakarm ją zielonym kluczem. - powiedziała pani Frost
- To twoja córka, ty ją nakarm.
- Daj mi ją. - powiedziałam i wzięłam na ręce Mię, następnie wsadziłam do jej buzi zielony klucz, nie przestała płakać. - Podaj mi czerwony. - wsadziłam go i przestała płakać, a zaczęła się śmiać.
- Pamiętajcie, na czas lekcji macie je wyłączać, ale tylko wtedy, na przerwach też mają być włączone. Wszystkie informacje mam na komputerze, a i para najszczęśliwszego dziecka dostaje na półrocze szóstki.
- A można je wyłączyć na czas balu? - zapytała Rose
- Nie, musicie załatwić im opiekę.
Po lekcji Rose podbiegła do mnie i od razu zaczęła pytać:
- Proszę zajmiesz się Jessie'm w piątek, proszę jakoś Ci się odwdzięczę.
- Nie ma sprawy. - powiedziałam ze śmiechem.
Rose odbiegła, a jej miejsce zajęła Erica.
- Wiesz, idę z Mike'iem na bal w piątek - na serio? Musisz mi to przypominać? Gorąca fala przebiegła przez moje ciało, ale starałam się to kontrolować. - No i Mike powiedział że ty nie idziesz, więc wpadłam na genialny pomysł. Zajmiesz się Tom'em ?
- Wybacz mam plany.
- Co ci się stanie jak zajmiesz się głupią lalką?
- Będę zajęta.
Powiedziałam i odeszłam, bo czułam że ręce już mi drżą i zaraz wybuchnę mocą. Wtedy podeszła do mnie Sara z miną nie do odgadnięcia.
- Simon zaprosił mnie na bal! Czyż to nie wspaniałe? Lisa przepraszam, możemy przełożyć nasze spotkanie na kiedy indziej? Lisa, gdzie ty idziesz? - krzyknęła, bo ja już byłam w drodze do łazienki, bałam się że zaraz kogoś skrzywdzę, czułam że nie mam już mocy na wodzy i muszę się gdzie ukryć, to tego Mia zaczęła płakać. a ręce mi się trzęsły.
Weszłam do łazienki, wsadziłam Mię do plecaka, a sama ochlapałam twarz zimną wodą. Usłyszałam dźwięk dzwonka, więc wyłączyłam lalkę i poszłam do sali. Zamiast ławek były blaty, a krzesło było tylko jedno - przy biurku nauczyciela. Przeprosiłam szybko za spóźnienie i odszukałam oczami Mike'a był z tyłu klasy, więc ja podeszłam do blatu na przedzie.
- Dzisiaj będziecie robić muffiny z dodatkami, dobierzecie się w pary, składniki macie w szafkach pod blatami. Każda para ma zrobić pięć muffinów, każdy z czym innym. Możecie korzystać z komórek, ale tylko do sprawdzenia przepisu. - nauczyciel podszedł do mnie i powiedział - Panna Clark jak się nie mylę? Idź do kogoś bo ten blat jest mój. Młodzież już w większości się dobrała w pary. No co tak stoisz? Idź nie marnuj czasu. - spojrzałam się w stronę Mike'a, on też się na mnie patrzył. Był rozbawiony i stał sam. Podeszłam do niego i powiedziałam:
- Zaraz coś zrobię, nie mogę nad sobą zapanować. - uśmiech znikł z jego twarzy, i szepnął mi na ucho:
- Spokojnie Myszka, musisz się tylko uspokoić.
- Jak mam się uspokoić? W swoje własne urodziny, siedzę sama w domu, i opiekuję się trzema plastikowymi bachorami. Do tego wszyscy wokół są tacy szczęśliwi, i przejęci co jest aż ohydne, a ta zasrana lalka tylko ryczy.
- Zgodziłaś się zaopiekować lalką Eriki?
- Chyba śnisz! Mam innych znajomych.
- Sara nie miała z tobą spędzać piątku?
- Rób te cholerne muffiny. I się zamknij. - krzyknęłam, ale w klasie był taki hałas, że nikt nie zwrócił na to specjalnej uwagi.
- Musisz zużywać moc, nie dasz rady jej cały czas tłumić, a ona jest jak kula śnieżna która cały czas się toczy, gdy będziesz z niej podbierać śnieg, będzie mniejsza, i cię nie zniszczy. - szepnął do mnie.
- Nie filozofuj tak.
Reszta tej lekcji minęła w ciszy, dostaliśmy po piątce. Po wyjściu z klasy Mike złapał mnie za rękę, poprowadził do drzwi wejściowych i powiedział:
- Teraz wyjdziemy na dwór, a ty postarasz się żeby ludzie widzieli tą trawę jako stokrotki. Skup się i nie denerwuj.
- Jasne. - burknęłam
Wyszliśmy ze szkoły i usiedliśmy na trawie. Pogoda była wietrzna, ale zimno nie było. Wzięłam do ręki źdźbło trawy, zamknęłam oczy i całą siłą woli skupiłam się na tym by stał się stokrotką, otworzyłam znowu oczy i roślina pobielała jedynie u czubka.
- Uda ci się, wierzę w ciebie. - a co mnie obchodziło że we mnie wierzy! Na chwilę obecną drażniła mnie jego obecność, a wkurzały słowa. Poczułam jak ciepło zaczyna przepływać mi przez ręce, spojrzałam na trawę, zszokowało mnie; były w niej wypalone ślady moich dłoni, które przed chwilą się o nią opierały. Zdołałam jedynie wydukać do Mike'a:
- M..Mi..Mike!
- Co? - odwrócił się, i po chwili zrobił wielkie oczy. - Czy taki miał być efekt?
- Oczywiście że nie!
- W takim razie nic na siłę, chodźmy do szkoły i spróbujemy kiedy indziej, postaraj się panować nad sobą.
Reszta lekcji minęła na luzie, tym bardziej że nie było na nich Mike'a ani Eriki. Dojechaliśmy do domu w ciszy, i tak też wyszłam z samochodu, nie miałam siły na żadne ,,Dziękuję" ani nic podobnego. Weszłam do domu, mamy oczywiście nie było. Zdjęłam buty i poszłam do swojego pokoju by zająć się Mią, Mike wyraźnie oznajmił że dziś nie da rady się nią zająć, gdy dziś rozmawialiśmy powiedział też żebym jakoś zużyła moc, zaczęłam od prostych czynności; podnoszenie plecaka, zeszytów i ołówków, później zajęłam się trudniejszymi, a jeszcze później kilkoma naraz, ostatecznie skończyło się to przygotowaniem sałatki; nóż kroił pomidory, sałatę i jajka, a łyżka mieszała składniki, ja sama zajęłam się odrabianiem lekcji, było to trochę trudniejsze niż zazwyczaj bo teraz musiałam się skupić i na kontrolowaniu przedmiotów i nad rozwiązaniem zadań z matematyki. Mia siedziała cicho, po uprzednim nakarmieniu jej, wyczyszczeniu i zabawą z nią. Jedno dziecko to koszmar, więc co ja pojutrze mam zrobić z trójką takich?
Reszta tej lekcji minęła w ciszy, dostaliśmy po piątce. Po wyjściu z klasy Mike złapał mnie za rękę, poprowadził do drzwi wejściowych i powiedział:
- Teraz wyjdziemy na dwór, a ty postarasz się żeby ludzie widzieli tą trawę jako stokrotki. Skup się i nie denerwuj.
- Jasne. - burknęłam
Wyszliśmy ze szkoły i usiedliśmy na trawie. Pogoda była wietrzna, ale zimno nie było. Wzięłam do ręki źdźbło trawy, zamknęłam oczy i całą siłą woli skupiłam się na tym by stał się stokrotką, otworzyłam znowu oczy i roślina pobielała jedynie u czubka.
- Uda ci się, wierzę w ciebie. - a co mnie obchodziło że we mnie wierzy! Na chwilę obecną drażniła mnie jego obecność, a wkurzały słowa. Poczułam jak ciepło zaczyna przepływać mi przez ręce, spojrzałam na trawę, zszokowało mnie; były w niej wypalone ślady moich dłoni, które przed chwilą się o nią opierały. Zdołałam jedynie wydukać do Mike'a:
- M..Mi..Mike!
- Co? - odwrócił się, i po chwili zrobił wielkie oczy. - Czy taki miał być efekt?
- Oczywiście że nie!
- W takim razie nic na siłę, chodźmy do szkoły i spróbujemy kiedy indziej, postaraj się panować nad sobą.
Reszta lekcji minęła na luzie, tym bardziej że nie było na nich Mike'a ani Eriki. Dojechaliśmy do domu w ciszy, i tak też wyszłam z samochodu, nie miałam siły na żadne ,,Dziękuję" ani nic podobnego. Weszłam do domu, mamy oczywiście nie było. Zdjęłam buty i poszłam do swojego pokoju by zająć się Mią, Mike wyraźnie oznajmił że dziś nie da rady się nią zająć, gdy dziś rozmawialiśmy powiedział też żebym jakoś zużyła moc, zaczęłam od prostych czynności; podnoszenie plecaka, zeszytów i ołówków, później zajęłam się trudniejszymi, a jeszcze później kilkoma naraz, ostatecznie skończyło się to przygotowaniem sałatki; nóż kroił pomidory, sałatę i jajka, a łyżka mieszała składniki, ja sama zajęłam się odrabianiem lekcji, było to trochę trudniejsze niż zazwyczaj bo teraz musiałam się skupić i na kontrolowaniu przedmiotów i nad rozwiązaniem zadań z matematyki. Mia siedziała cicho, po uprzednim nakarmieniu jej, wyczyszczeniu i zabawą z nią. Jedno dziecko to koszmar, więc co ja pojutrze mam zrobić z trójką takich?